Są piątym graczem na rynku dystrybucji części zamiennych do samochodów, a docelowo chcą być oddaleni od swoich klientów nie dalej niż o 50 km. O tym dlaczego na rynku dystrybucji części zamiennych można więcej zarobić za granicą niż w Polsce, o budowie nowego centrum logistycznego oraz o powodach rezygnacji z rozwoju poprzez przejęcia rozmawiamy z Krzysztofem Soszyńskim, wiceprezesem spółki Inter Cars.
Przemysław Ławrowski, Money.pl: W czerwcu spółka Inter Cars zdecydowała o przeznaczeniu na dywidendę 10,06 mln złotych zysku za 2014 rok. To niespełna 11 procent tego, co zarobiła firma w tym czasie. Jak to się ma do ostatnich zapowiedzi, że chcecie pozostać spółką dywidendową?
Krzysztof Soszyński, wiceprezes Inter Cars: Patrzymy na tą kwestię długoterminowo. Zwrot na zainwestowanym kapitale w ostatnich 4 latach wynosi ponad 13 proc w skali roku. Przy takim parametrze wypłata wysokiej dywidendy to niegospodarność, która ograniczałaby nasz rozwój. W przyszłości chcemy wypłacać dywidendę, czego dowodem jest tegoroczna płatność. Wypłaty nawet niewielkich dywidend sygnalizują, ze jesteśmy spółką wzrostowa, która koncentruje się na zwiększaniu wartości dla inwestorów. Wskazuje to również, że jesteśmy w fazie rozwoju i że planujemy w przyszłości płacić wyższe dywidendy. Decyzja ostateczna każdorazowo jest konsultowana z akcjonariuszami spółki.
Na co zostaną przeznaczone te środki?
Środki m.in. przeznaczone są na budowę centrum logistycznego w Zakroczymiu. Dzięki temu stworzymy najnowocześniejsze zaplecze logistyczne dla całej grupy Inter Cars.
Kiedy planujecie jego otwarcie? Czy podtrzymujecie wcześniej podatny termin, czyli lato przyszłego roku?
Tak, podtrzymujemy ten termin.
Czy aktualnie inwestujecie tylko w ten obiekt?
Pieniądze będą również przeznaczone na kapitał obrotowy, co zwiększa dostępność towaru dla klienta, umożliwia rozbudowę asortymentu w grupach produktowych, w których nadal zwiększamy udział rynkowy oraz w nowych obszarach działalności. Tworzymy też kolejne punkty handlowe. Stawiamy sobie za cel, aby nasza sieć filialna dla klienta biznesowego, czyli warsztatów samochodowych była oddalona maksimum o 30 minut i nie dalej niż 50 km.
Czyli kierujecie swoją uwagę głównie w kierunku klienta biznesowego, a nie detalicznego?
Bez warsztatów trudno wyobrazić sobie zaopatrzenie kierowców. Większość produktów wymaga specjalistycznego montażu. Dla klienta detalicznego zbudowaliśmy portal motointegrator.pl, którego celem jest dostarczenie części razem z montażem. My dostarczamy części do rekomendowanego warsztatu, a warsztat je montuje. Kierowca zyskuje pewność, że jego auto jest w bezpiecznych rękach za pośrednictwem Inter Cars S.A.
Cały czas rozwijacie swoją sieć dystrybucji. Ile macie aktualnie punktów?
Za granicą mamy 167 filii, a w Polsce jest ich 170. W Europie działamy w 13 krajach. Poza Polską są to m.in.: Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Litwa, Łotwa, Ukraina, Czechy, Chorwacja oraz Słowenia. Podobny model dystrybucji zaczynamy wprowadzać w Estonii oraz na terenie Włoch.
Rozważacie zwiększanie skali swojej działalności poprzez przejęcia lub przez rozwój organiczny oparty o wewnętrzną rozbudowę grupy?
Interesuje nas rozwój organiczny. Mamy swój model rozwoju, który chcemy kontynuować. Dzięki niemu jesteśmy liderem na rynku dystrybucji części zamiennych w Europie Środowo-Wschodniej oraz piątym graczem na rynku europejskim oraz dziesiątym na świecie. Jeżeli pomysły na rozwój będą się wyczerpywać, to wówczas będziemy rozważali przejęcia. Na razie widzimy, że perspektywa rozwoju wewnętrznego grupy na najbliższych kilka lat jest wystarczająca.
Na jakich nowych rynkach chcecie się rozwijać?
Jednym z krajów, w którym rozpoczynamy działalności, jest Estonia oraz Włochy. Kolejnych kierunków na razie nie zdradzę.
Dlaczego zdecydowaliście się rozpocząć działalność w tak małym kraju jak Estonia, gdzie rynek przecież nie jest duży?
Nie rozpatrujemy kraju takiego jak Estonia jako wydzielonego rynku. Kraje bałtyckie są ze sobą połączone gospodarczo, wiec robienie biznesu w jednym kraju oznacza ze łatwiej go robić w drugim. Jest to część Unii Europejskiej, czyli m.in. wspólnego obszaru celnego, który traktujemy jako miejsce na kolejne filie w ramach naszych ścieżek logistycznych.
Jak wygląda rynek części zamiennych w Europie? Jest bardziej scentralizowany, opanowany przez większe firmy, czy raczej bardziej rozdrobniony, na którym jest wielu graczy?
Jest rozdrobniony. Łącznie jest na nim 51 tysięcy dystrybutorów niezależnych, z czego 200 to więksi gracze. Obroty każdego z nich przekraczają zaledwie 20 mln euro. W ramach rozwoju organicznego rozmawiamy z małymi sklepami, które włączają się w naszą sieć franczyzową i wykorzystują nasze metody działania na rynku bez konieczności przeprowadzania transakcji przejęcia. Szukamy przedsiębiorców, którzy chcą rozwijać swój biznes w mikroskali oraz menadżerów, którzy będą zarządzać naszymi strukturami na poziomie krajów.
Jakimi czynnikami konkuruje się obecnie na rynku części zamiennych? Czy jest to przede wszystkim cena?
Cena zawsze jest ważnym elementem konkurencyjnym. W naszym segmencie rynku równie ważna jest szybkość dostawy, szerokość asortymentu oraz ich dostępność dla klienta.
Czy na tym rynku występuje sezonowość?
Większość usług jest realizowana na wiosnę oraz jesienią, co związane jest z procesem przeglądu pojazdów oraz wymiany ogumienia. Same opony jednak nie są czynnikiem, decydującym o naszym „być albo nie być”. Zwiększają natomiast naszą paletę dostarczanych produktów. Mamy na tyle szeroki asortyment, że trudno mówić o sezonowości na kształt bombek choinkowych.
Dostarczacie części do samochodów osobowych, dostawczych i ciężarowych. Na którąś z kategorii stawiacie szczególnie?
Rozwijamy się we wszystkich kategoriach pojazdów. Do tej pory zaczynaliśmy ekspansje geograficzną od części do samochodów osobowych, a później rozwijaliśmy kolejne grupy produktowe wymienione powyżej jak również takie jak wyposażenie warsztatów, szkolenia, czyli wszystko czego potrzebują warsztaty samochodowe.
Dlaczego na rynku dystrybucji części zamiennych można więcej zarobić za granicą niż w Polsce?
Na rynku polskim są prawdopodobnie najniższe marze brutto na sprzedaży, ale nie oznacza to najniższych zysków wartościowo. Polska jest jednym z największych rynków w Europie środków-wschodniej, jak także najbardziej konkurencyjnych. Warto zauważyć, że do dzisiaj zachodni gracze nie odnieśli również sukcesu w naszym kraju. Na pozostałych obszarach geograficznych obejmowanych przez spółkę faktycznie marze są wyższe, ale często i koszty są wyższe ze względu na mniejszą wielkość rynku.
W swoim sprawozdaniu wspominacie, że istotnym czynnikiem ryzyka jest kurs euro. Jak radzicie sobie z nim?
Ponieważ sprzedajemy w wielu walutach to faktycznie takie ryzyko wymieniamy. Warto zauważyć, że wraz z ekspansją zagraniczną ryzyko to się zmniejszyło ze względu na naszą obecność w większości w krajach Unii europejskiej i oparciu się większości dostawców o kurs Euro i Pln. Ze względu na zasięg geograficzny staramy się, aby należności w euro zrównywały się ze zobowiązaniami w euro.
Nie taniej byłoby wynająć powierzchnię magazynową niż stawiać własny obiekt?
Większość magazynów regionalnych wynajmujemy, ale elementy centralne sieci chcemy mieć na własność. Pozwala to na większą elastyczność w modyfikacji powierzchni magazynu. Przykładowo, wprowadzenie nowych procesów logistycznych w obiektach regionalnych wydłuża ten proces ze względu na potrzebę koordynacji tego zagadnienia w ramach umowy z wynajmującym. Preferujemy to zrobić u siebie na miejscu i później przenosić gotowe wzorce. Z drugiej strony warto też mieć część obiektów wynajętych, gdyż daje to możliwość szybszej migracji wraz z rozwojem sieci. Do tak dużej inwestycji w Zakroczymiu skłoniła nas ulga podatkowa dzięki specjalnej strefie ekonomicznej. Najważniejszym jej elementem są procesy automatyzacji, które mają za zadanie przyśpieszyć czas wydania towaru.
Źródło: manager. money. pl
2015-08-02