Rozmowa z Robertem Kierzkiem prezesem dystrybuującego części zamienne Inter Carsu

Po dobrym I kwartale deklarował pan, że zarząd Inter Carsu może wypłacić do 20 proc. Zysku z ub.r. Akcjonariusze liczyli więc, że do podziału trafi maksymalnie ok. 20 mln zł. Tymczasem ustalona przez was niedawno polityka dywidendowa zakłada dzielenie się zarobkiem tylko w latach, gdy przekroczy on 100 mln zł. Skąd ta zmiana?

Obserwowane przez ostatnie dwa miesiące schłodzenie rynku wpłynęło na lekką modyfikację wcześniejszych założeń. W sytuacji, kiedy wszystkie spółki muszą wykazywać większą dbałość o koszty, rosną stopy procentowe, niepewna jest sytuacja na światowych rynkach finansowych, konieczne wydaje się pozostawienie gotówki w firmie. Jednocześnie chcemy być spółką dzielącą się zyskami. Dlatego, jeśli rok będzie dobry, tj. nasz zarobek przekroczy 100 min zł, będziemy wypłacać nadwyżkę, ale nie więcej niż 20 proc.

robert-kierzak-wywiad7.jpg Początek II kwartału nie był dla was łaskawy. Czy w tej sytuacji postawiony cel, czyli 3 mld zł przychodów, jest realny?

Na to liczę. Nadal chcemy rosnąć szybciej niż rynek. Pierwszy kwartał zakończył się nieźle. I choć kwiecień był już gorszy niż okres od stycznia do marca, to już w maju poziom naszego optymizmu trochę się zwiększył. W tym miesiącu zauważamy większy wzrost sprzedaży niż w czterech poprzednich miesiącach. Stąd wniosek, że klienci tylko na pewien czas odłożyli wydatki na samochód. Mam nadzieję, że ten popyt będzie się utrzymywał w kolejnych miesiącach. Trudno bowiem całkowicie zrezygnować z robienia przeglądu samochodu i wymiany części, jeśli ktoś jest codziennym użytkownikiem  auta.
  Ale widzimy, że kierowcy starają się teraz maksymalnie wydłużyć czas, kiedy takiego zakupu dokonają. O ile wcześniej przykładowo wymieniali olej co 15 tys. km, o tyle teraz robią to po przejechaniu dodatkowo jednego czy dwóch tysięcy kilometrów. Wielu użytkowników w ostatnim momencie też zdecydowało się na zmianę opon z zimowych na letnie, a niektórzy nadal jeżdżą na zimówkach

Inter Cars podtrzymuje, że chce rosnąć szybciej niż rynek, ale ostatnio stwierdził pan, że ten będzie się w tym roku rozwijał w tempie 1-2 proc, a więc w granicach błędu statystycznego. Czyli nie jest możliwe utrzymanie dwucyfrowego tempa?

Zgadza się. Rynek zwalnia i dziś trudno utrzymać taki sam poziom optymizmu jak w marcu. W tym roku sezon wiosenny był niestandardowy, bo jak wspomniałem, nie było wzmożonych zakupów ze strony klientów. Wierzę jednak, że uda nam się utrzymać kilkuprocentową dynamikę przychodów. Nie jestem w stanie określić precyzyjnie, czy to będzie 7 czy 10 proc, czy trochę więcej. Są bowiem takie miesiące jak maj, kiedy blisko nam było do dwucyfrowej poprawy obrotów. Brak wzrostu rynku ma też swoje dobre strony. Taka sytuacja przyspiesza konsolidację wciąż mocno rozdrobnionego rynku. Mam tu na myśli głównie wypadanie najsłabszych graczy, a nie akwizycje.

Czy w tym roku uda się zarobić 100 mln zł zysku netto i wypłacić dywidendę?

Jestem dobrej myśli, że się to uda.

Jak tego dokonacie? Na tak trudnym rynku nie ma co liczyć na zwiększanie marży.

Nie zakładamy spadku marży w dłuższej perspektywie. Krótkoterminowo może się ona wahać, co wynika z różnic kursowych. Aktualnie obserwujemy odbudowę marży procentowej po dołku z końca kwietnia. Ponadto chcemy pójść w kierunku dalszej optymalizacji kosztów i procesów prowadzenia biznesu. Przez ostatnie lata ze względu na dużą dynamikę wzrostu bieżące problemy zdominowały potrzebę uporządkowania spółki. Teraz nadszedł na to dobry moment.

Gdzie będziecie szukać oszczędności i jakiego rzędu one będą?

Oszczędności szukamy w różnych obszarach zarówno w spółce matce, jak i córkach. Bardzo duży nacisk kładziemy na optymalizacje procesów logistycznych ze szczególnym uwzględnieniem rotacji towarów. W zasadzie największe oszczędności uzyskamy w tym obszarze. W porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku udało nam się obniżyć wartość magazynu o 50 mln zł bez uszczerbku dla dostępności towaru i przy jednoczesnym wzroście przychodów. W skali roku tylko z tego tytułu możemy uzyskać kilka milionów złotych oszczędności.

Szansę na przyciągnięcie klientów, którym sprzedajecie swoje części, do warsztatów widzicie w odświeżonym serwisie Motointegrator. Na jakie przychody liczycie dzięki temu kanałowi i w jakiej perspektywie czasu?

Nie nastawiamy się, że dzięki Motointegratorowi zwiększymy nasze obroty w krótkim czasie. Myślimy o przyszłości, bo coraz więcej osób szuka informacji o częściach zamiennych właśnie w Internecie. Zależy nam na przyciągnięciu kierowców posiadających samochody, którym skończyła się już gwarancja i nie chcą serwisować swoich aut w autoryzowanych warsztatach, ale jednocześnie zależy im na sprawdzonej jakości. Liczymy, że e-commerce w perspektywie pięciu lat przyniesie nam dodatkowy obrót liczony w setkach milionów złotych.

ROZMAWIAŁA ANETA WIECZERZAK-KRUSiŃSKA

źródło na: www.parkiet.com
DZ. / Nr 143

powrót