Maciek Oleksowicz choć w swojej wieloletniej karierze nie wygrał żadnej rundy mistrzostw Polski, zawsze uchodził za niezwykle rzetelnego kierowcę. I choć po zagranicznych wojażach wrócił na trzy sezony do RSMP, w tym roku będziemy go oglądać na rajdowych trasach sporadycznie.

 

WRC: Za nami Rajd Świdnicki – pierwsza runda tegorocznych mistrzostw Polski. Na stracie pojawiło się pięć Fiest R5, ale zabrakło twojego samochodu. Oznacza to koniec regularnych startów w rajdowej ekstraklasie?

 

Maciek Oleksowicz: Na to wygląda. Główna przyczyna takiego stanu rzeczy, to brak czasu. Skoncentrowałem się bardzo mocno na pracy w firmie Inter Cars, którą przed laty założył mój tata. Nie potrafię wygospodarować odpowiedniej ilości czasu, aby dwie z tych rzeczy robić dobrze i jeszcze mieć czas dla rodziny.

 

Tak naprawdę ze startów zrezygnowałeś już pod koniec ubiegłego roku – nie pojawiłeś się w finałowych rundach. Dlaczego?

 

Powód jest nadal ten sam, czyli skupienie się na pracy zawodowej. Oczywiście gdyby nie incydenty z ubiegłorocznego Rajdu Wisły i Nadwiślańskiego, z pewnością taka decyzja byłaby mniej oczywista.

 

To oznacza, że całkowicie odwieszasz kask, czy może zobaczymy cię jeszcze na polskich oesach?

 

Uwielbiam szuter i od zawsze lobbowałem o to, aby było więcej takich rajdów jak RSMR. Zamierzam wziąć udział w kilku szutrowych rajdach. Najprawdopodobniej będą to eliminacje „Szuter Caup”. Jest tam doskonała atmosfera, dobra relacja z organizatorami, harmonogram jest bardzo kompaktowy. Oczywiście będzie mi brakowało dłuższych rajdów i odcinków specjalnych. Może pod koniec roku uda się pojechać na jakiś „poważniejszy” rajd szutrowy. Co ważne nie pojawię się w tym roku na oesach Rajdu Polski. Reasumując – rajdy w tym roku będą dla mnie tylko hobby. Mam cały czas samochód, ale mój zespół FastForward skupia się teraz głównie na obsłudze klientów, a także promocji i handlu oponami Pirelli, paliwem ETS i amortyzatorami Ohlins. Z pewnością FastForward będzie miało w tym roku ręce pełne roboty, bo szykuje się bardzo duża ekipa zawodników chętnych do wzięcia udziału w „Szuter Cup”

 

W tym roku doszło do niemałej rewolucji w mistrzostwach Polski. Pojawił się promotor, firma „Rajdomania”, której jednym z właścicieli jest twój tata. Czy ty również będziesz brał udział w tym projekcie?

 

Nie. Głównym inicjatorem pomysłu był Jarek Kołtun, a mój tata zdecydował się pomóc w tym przedsięwzięciu. Osobiście nie biorę żadnego udziału w działalności „Rajdomanii”, ale trzymam kciuki, aby projekt się powiódł. Dział marketingu Inter Cars będzie mocno wspierał całą działalność. Projekt zakłada dłuższą współpracę i wszyscy są świadomi, że początki będą trudne, ana efekty pracy trzeba będzie chwilę poczekać.

 

Kilka lat temu rozpocząłeś starty w mistrzostwach Europy, w sezonie 2012 brałeś udział w światowym czempionacie. Później jednak zdecydowałeś się powrócić do RSMP. Czy z perspektywy czasu uważasz, że była to dobra decyzja?

 

Decyzja była podyktowana budżetem i czasem, jaki mogłem poświęcić na rajdy. Ze sportowego punktu widzenia jeden sezon w cyklu WRC, to za mało. Wszyscy kierowcy powtarzają, że pierwszy sezon to trening i próba dojeżdżania do mety. Idąc tym tropem najlepszym rozwiązaniem byłoby kontynuowanie przygody z mistrzostwami świata, jednak – jak wspomniałem na początku – nie było takiej możliwości.

 

Cofnijmy się jeszcze bardziej w czasie. Dlaczego przed sezonem 2010 porzuciłeś Peugeota na rzecz Forda Fiesty?

 

Od początku byłem zdecydowany budować swój zespół i kupić własny samochód. Już jeżdżąc Peugeotem od Tomka Kuchara, w serwisie pracowało dwóch mechaników, którzy zbierali doświadczenie. Fiesta S2000 była wtedy najnowszą dostępną konstrukcją, a Mikko Hirvonen wygrał nią Rajd Monte Carlo. Dodatkowo współpraca i obsługa klienta w M-Sporcie stała i dalej stoi na najwyższym poziomie. Był to bardzo dobry wybór, choć wydaje się, że na asfalcie to Peugeot był trochę szybszy.

 

W ostatnim czasie topową rajdówką R5 jest Skoda Fabia. Rozważałeś przesiadkę do tego samochodu?

 

Ze Skodą mamy dość bliskie relacje ze względu na to, że dostarczamy dla nich paliwo EST. Byłem w fabryce i oglądałem Fabię R5, ale nie jeździłem żadnym innym R5 oprócz Fiesty. Z ekonomicznego punktu widzenia zamiana Fiesty na Fabię była zbyt kosztowna. Musielibyśmy zbudować cały zapas części, odbyć wiele testów, nauczyć się nowego samochodu. Jak pokazują ostatnie wyniki w wielu rajdach, pozostanie przy Fieście to dobra decyzja. Samochód jest cały czas rozwijany i po ostatnich modyfikacjach bardzo konkurencyjny.

 

Wspomniałeś o firmie FastForward. Jak obecnie wygląda twoje zaangażowanie w jej działalność?

 

Firmę prowadzi dwóch moich współpracowników, którzy w tej chwili są również udziałowcami spółki. Tomasz Skinder i Wojtek Palacz zarządzają nią samodzielnie i tylko konsultują się ze mną w poważniejszych sprawach. Ja nadal mam większość udziałów w firmie. Pomimo braku na ten sezson kierowcy startującego w jakimś „dużym” cyklu rajdowym, firma prężnie się rozwija. Obsługujemy wielu klientów, ale priorytetem w tej chwili są opony Pirelli i amortyzatory Ohlins. Oprócz sprzedaży prowadzimy również serwis amortyzatorów, budujemy od podstaw zawieszenia, a ostatnio jako jeden z kilku punktów w Europie uzyskaliśmy autoryzację pozwalającą na serwis amortyzatorów Peugeot i Citroen (w tym również R5)

 

Jak zaczęła się twoja współpraca z Michałem Kuśnierzem? Czy w tym roku – zwłaszcza w świetle jego startów u boku Tomka Gryca – będziecie wspólnie jeździć?

 

Po sezonie 2012, gdy zakończyłem stary w mistrzostwach świata, szukałem nowego pilota. Rozmawiałem z kilkoma doświadczonymi pilotami, ale tylko z Michałem pojechałem na testy. Szybko złapaliśmy wspólny język. W tym roku Michał też będzie jeździł ze mną. Jeszcze nie wiemy co zrobimy, jeszcze nie wiemy co zrobimy jeśli nastąpi kolizja jakichś terminów i będziemy oboje startowali w tym samym rajdzie. Najprawdopodobniej Michał pojedzie z tym kierowcą, który będzie się bardziej liczył w klasyfikacji.

 

Czy rozważasz pójście śladami np. Tomka Kuchara, czyli porzucenie rajdów na rzecz innej dyscypliny, np. rallycrossu?

 

Sporo o tym myślałem. Bardzo mnie ciągnie do cross country. Wielu kierowców rajdowych poszło właśnie tą drogą. Dzięki uprzejmości Marka Dąbrowskiego miałem możliwość przejechać się jego dakarową Toyotą – auto prowadzi się i zachowuje jak rajdówka. Daje poczucie kompletnej bezkarności. Tak jakby można było wjechać w dowolne dziury z dowolną prędkością. Oczywiście niejeden się przekonał, że to nieprawda. Ale granica jest znacznie dalej niż w jakimkolwiek samochodzie rajdowym.

 

Wspomniałeś o swojej pracy w rodzinnej firmie Inter Cars. Czym dokładnie się tam zajmujesz?

 

Główne zajęcie to ustalanie strategii rozwoju działu IT. Mamy filie i magazyny w 14 krajach. Sporo systemów informatycznych nie było nigdy planowanych na użycie w takiej skali i na arenie międzynarodowej. Przykładowo nasz główny system ERP w Polsce był planowany na 20 lokalizacji. Teraz tylko w Polsce jest ponad 200 lokalizacji. Biorę też udział w zarządzaniu spółką. Jakiś czas temu Inter Cars przeszedł transformację i z firmy zarządzanej właścicielsko stał się firmą zarządzaną przez specjalistów i menadżerów. To pozwoliło spółce urosnąć do takich rozmiarów. Teraz dokonują się następne kroki. W zarządzaniu i tworzeniu strategii biorą udział już nie tylko Polacy, ale również międzynarodowe zespoły.

 

Wróćmy jeszcze do rajdów – czy nie sądzisz, że polskim rajdom, zwłaszcza w wydaniu tylko asfaltowym, brakuje różnorodności?

 

Nie jestem kibicem. Wydaje mi się jednak, że to nie wybór odcinków specjalnych wpływa na widowisko, a rywalizacja jaka się na nich rozgrywa. Jeśli mamy wiele załóg, które walczą o zwycięstwo, dają z siebie wszystko, ryzykują, to możemy mówić o ciekawym widowisku. Za oceanem samochody jeżdżą w kółko i nikt nie mówi, że brakuje tam różnorodności.

 

Jaki jest twój ulubiony rajd?

 

Olbrzymie emocje wiązały się z Rajdem Nowej Zelandii. Wszystko tam było inne niż to, co znamy z rajdów w Europie. Bardzo miło też wspominam Turcję i Chorwację. W Polsce świetny był szutrowy rajd na d morzem, no i oczywiście wszystkie odcinki na Mazurach.

 

Jeździłeś w wielu cyklach przez wiele lat, ale tej najwyższej korony, czy to w WRC 2, mistrzostwach Europy i Polski, nigdy nie zdobyłeś. Czujesz z tego powodu niedosyt?

 

Oczywiście. Startując do tej pory, zawsze chciałem wygrać i być najszybszym. Czego brakowało? Z każdym kolejnym sezonem wydawało mi się, że już to wiem, że wystarczy zmienić kilka rzeczy, coś poprawić i będę najszybszy. Teraz pogodziłem się z myślą, że mistrzem świata, Europy i Polski nie będę. Przeżyłem mnóstwo świetnych chwil, wiele się nauczyłem, towarzyszyli mi wspaniali i oddani ludzie. Staram się tak to odbierać.

 

Wspomniałeś o ludziach. Na przestrzeni ostatnich sezonów pojawiały się plotki, że twój samochód był nie najlepiej ustawiony, co negatywnie wpływało na wyniki…

 

To ja wybierałem ludzi, którzy dla mnie pracowali. Ustawienia były takie jakie mi odpowiadały. Myślę, że główna różnica polegała na tym, że my zawsze mówiliśmy wprost co się dzieje z samochodem, co zawiodło, lub co należało poprawić. W innych zespołach często ukrywane są awarie, ludzie próbują budować opinię, szczegółowo analizują, co warto powiedzieć. W świetle tych plotek prześledziłem dokładnie kwestie awaryjności auta i doboru opon. Mogę śmiało powiedzieć, że na pewno nie popełniliśmy jako zespół większej liczby błędów niż nasza konkurencja.

 

Jako jeden z niewielu kierowców możesz być uznawany za eksperta zarówno w startach zagranicznych, jak i w RSMP. Jak odniósłbyś się do stwierdzenia, że „trawa zawsze jest bardziej zielona po drugiej stronie” – czyli lansowanej często teorii, że rajdy w Polsce są słabe w porównaniu do zagranicznych eliminacji?

 

Rajdy w Polsce nie są słabe. Słabi są niektórzy ludzie, którzy je organizują. To, co mógłbym zarzucić polskim rajdom, to kwestie bezpieczeństwa. W większości krajów nie spotyka się odcinków, gdzie jedziemy 170 km/h po dziurawej asfaltowej drodze, a naokoło rosną wielkie drzewa. Na włoskich czy francuskich asfaltach na ogół wypadki kończą się urwaniem koła.

 

Na zakończenie powiedz, czy patrząc retrospekcyjnie, zrobiłbyś coś innego w swojej karierze, być może inaczej ją poprowadził?

 

Z punktu widzenia sportowego powinienem zostać jeszcze jeden sezon w mistrzostwach Europy. Sezon w WRC był olbrzymim poświęceniem zarówno organizacyjnym, czasowym jak i finansowym. Była to niesamowita przygoda, ale sportowo nie posunęła mnie do przodu. Wręcz mogę powiedzieć, że nauczyłem się jeździć wolniej. Rajdy były tak trudne i długie, a my, jako zespół niewystarczająco przygotowani, że zbyt dużo uwagi musiałem poświęcić na dojechanie do mety, a zbyt mało na jak najszybsze pokonanie każdego odcinka specjalnego.


 

rozmawiał: Wojciech Garbarz

 

źródło: Świat Rajdów

powrót