Po śmierci kolegów na szczycie Ritacuba Blanco w Kolumbii Krzysztof Oleksowicz porzucił raki i już nigdy więcej nie wspiął się na żaden wierzchołek. Znów zaczął handlować samochodami, a potem częściami zamiennymi. To na nich dorobił się miliarda złotych i dzięki nim otworzył Inter Cars.


W ciągu 20 lat Krzysztof Oleksowicz zbudował potęgę. Jego firma Inter Cars dystrybuuje części zamienne do samochodów na 14 rynkach i jest największą tego typu firmą w Europie Środkowo-Wschodniej. Kiedy w 2004 roku wprowadził ją na Giełdę Papierów Wartościowych jej akcje sprzedawano po 21 złotych, dziś ich cena sięga blisko 295 złotych. Sam zaś dzięki zbudowaniu Inter Cars został miliarderem.


Na saksy do Stanów Zjednoczonych


W szkole średniej nie przykładał się do nauki, słuchał Pink Floydów i nosił długie włosy. To zresztą za sprawą czupryny, której nie chciał ściąć, Krzysztof Oleksowicz trafił do Akademii Teologii Katolickiej, gdzie wbrew rodzicom studiował filozofię. Im natomiast marzyło się, żeby syn skończył prawo albo politechnikę. Wówczas miałby dobry zawód i znalazłby porządną pracę. 20-paroletni hipis postawił jednak na swoim.


W przerwach między semestrami wyjeżdżał za granicę, żeby pracować. Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych m.in. mył okna i wykonywał prace wysokościowe. – (…) w jeden dzień zarabiałem tyle, co moi rodzice w miesiąc – powiedział w rozmowie z serwisem autoEXPERT. Szybko przyzwyczaił się do tego, że miał pieniądze oraz uświadomił sobie, że po studiach nie znajdzie dobrze płatnej posady.


W góry


Kiedy więc wrócił do kraju zatrudnił się, jako mechanik samochodowy. Nabrał doświadczenia i chwilę po tym znów wyjechał, ale tym razem do Niemiec. Tu, jak w Polsce, naprawiał auta, a do tego zaczął nimi handlować. Newsweek pisze, że dzięki zaoszczędzonym 5-cioma tysiącami dolarów Krzysztof Oleksowicz kupił za naszą zachodnią granicą używany pojazd, który z zyskiem sprzedał na rodzimym podwórku.


Ale potem wybuchł stan wojenny, zamknięto granice, a nasz bohater nie dostał paszportu. Nie mógł więc ruszyć się z Polski, żeby dalej zarabiać. Szczęśliwie w 1982 roku poznał znaną himalaistkę Wandę Rutkiewicz, która w tamtym czasie organizowała kobiecą wyprawę na K2 i potrzebowała dostać do Austrii, żeby załatwić sprzęt do wspinaczki. – Miałem wszystkie kwalifikacje: język, samochód, kontakty międzynarodowe – powiedział Forbesowi Oleksowicz. Dzięki temu załapał się na posadę kierowcy wypraw alpinistycznych.


Nikt go nie zaprosił na wspinaczkę


Newsweek pisze, że wyprawy, które organizował kończyły się dla himalaistów sukcesem, a dla niego również sukcesem finansowym, głównie dlatego, że w międzyczasie handlował samochodami. Sam zaś do 1986 roku nie wspinał się na szczyty, aż do czasu, gdy koledzy zapytali go o przyczynę. – Powiedziałem im: „Bo nikt mnie nie zaprosił”. „No to jesteś zaproszony na szóstą górę świata” – wspomina.


Na wierzchołek Cho-Oyo jednak nie dotarł, bo zatrzymał się na wysokości 7800 metrów. Tłumaczy, że był nieprzygotowany do wyprawy i bał się, że odmrozi sobie nogi. Mimo to dwa lata później znów założył raki na buty, żeby tym razem z dwoma kolegami podbić Ritacuba Blanco w Kolumbii. Podczas wspinaczki zsunęła się na nich lawina i towarzysze Oleksowicza spadli z 500 metrów i zginęli.


Albo Himalaje, albo biznes


Nasz bohater wspomina, że koledzy usiłowali przekonać go do kolejnej wyprawy. Nie złamał się. Uświadomił sobie, że zdobywanie szczytów jest zbyt niebezpieczne, a do tego po powrocie do kraju znów zaczął handlować samochodami. – Albo człowiek wyrywa się na miesiąc w Himalaje, albo prowadzi firmę – mówi. Oleksowicz zdecydował się na to drugie; szczególnie, że „w Polsce akurat zaczynał się lepszy klimat dla biznesu”.


Dwa lata po wyprawie na Ritacuba Blanco w Kolumbii zorientował się, że na sprzedaży części samochodowych może lepiej wyjść niż na handlu samymi samochodami. Wziął więc kredyt kupiecki i założył Inter Cars. Wtedy też zaczął dystrybuować części zamienne do kilku krajów zza naszej wschodniej granicy. Wybór nie padł na Zachód, bo tam rynek był nasycony. Co innego Europa Środkowo-Wschodnia, gdzie na liczbę mieszkańców przypadała stosunkowo niewielka liczba samochodów.


Miliard złotych obrotu


Oleksowicz pomyślał wówczas, że z czasem i w tym regionie będzie przybywać aut, a wraz z nimi awarii i napraw, a dzięki temu zapotrzebowanie na części zamienne również skoczy do góry. – Dla nas najgorszym rynkiem byłaby Szwajcaria, w której PKB na głowę jest na tyle duże, że większość obywateli stać na zakup nowych samochodów. Przez to popyt na części zamienne jest zdecydowanie niższy – dodaje.


Ale nie tylko perspektywiczne rynki miały w niedalekiej przyszłości zagwarantować sukces polskiej firmie. Nie bez znaczenia była także strategia rozwoju i wizja założyciela Inter Cars. Krzysztof Oleksowicz zakładał, że jego spółka w dość krótkim czasie osiągnie obrót na poziomie miliarda złotych i będzie największą tego typu w naszym regionie. Do tego planował oprzeć biznes na elastycznym systemie franczyzowym.


Franczyzobiorcy zarabiają więcej niż zarząd


W tamtych czasach był to stosunkowo świeży model biznesowy, a konkurencyjni dystrybutorzy sprzedawali wówczas części za pośrednictwem zewnętrznych sklepów. Z Inter Cars miało być inaczej. I faktycznie Oleksowiczowi postawił taką sieć, która sprawdza się nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Liczby mówią same za siebie: na rodzimym runku funkcjonuje 200 punktów Inter Cars, a na arenie międzynarodowej 191. –  W Europie Centralnej działamy w 14 krajach od Bałtyku po Bałkany – mówi.


Ale na systemie franczyzowym dobrze wychodzą także franczyzobiorcy. Oleksowicz powiedziała w rozmowie z Pulsem Biznesu, że właściciele punktów zarabiają więcej nawet niż członkowie zarządu firmy. Ponoć dla nich wynagrodzenie nie ma górnej granicy. Dodaje, że jeśli są dobrzy to zarabiają nawet 2 miliony złotych rocznie, a im więcej oni zarabiają, tym więcej zarabia Inter Cars.


Cena akcji wzrasta


Jednak nie wszędzie spółka stawia stacjonarne punkty sprzedaży. Na Zachodzie działa inaczej. W Niemczech na przykład uruchomiła sklep internetowy, który już po pół roku generował obrót miesięczny na poziomie 200 tysięcy euro. Działający pod nazwą Motointegrator jest obecny również w Polsce, Czechach i na Słowacji. Oprócz tego, że klienci mogą za jego pośrednictwem kupić części zamienne do swojego auta, to mogą także zapisać się na ich montaż w jednym z warsztatów Inter Cars.


Uruchomienie internetowego kanału sprzedaży było naturalnym kierunkiem rozwoju przedsiębiorstwa. Ale jednym z kamieni milowych było wejście spółki w 2004 roku na Giełdę Papierów Wartościowych. Wówczas jej akcje można było kupić za 21 złotych, dziś ich cena wynosi blisko 295 złotych. Kolejne istotne wydarzenie miało miejsce cztery lata po debiucie na GPW, kiedy to Inter Cars przejął swojego konkurenta JC Auto.


Nie żyje, jak rentier


Dwa lata później Krzysztof Oleksowicz ustąpił ze stanowiska dyrektora generalnego. Nie zajmuj się już sprawami administracyjnymi, nie reprezentuje firmy i rzadziej w niej bywa. Wyjaśnił Onetowi, że koncentruje się na wybranych projektach dystrybucyjnych i nadal stara się mieć kontakt z klientami. Czuje się spełniony, jako przedsiębiorca i nie zamierza żyć, jak rentier.



źródło: mamstartup.pl
24.08.2016

powrót