Zmywak w Chicago, plecak w Nepalu, smar w Niemczech, fotel miliardera w Polsce. Krzysztof Oleksowicz dowodzi, że marka globalna to proces, a nie szybka kampania.

Nie ma co na siłę robić z siebie biznesowego guru, wygłaszać definitywne sądy, budować nimb geniusza zysków. Niech liczby mówią same za siebie.

-Długo nie miałem świadomości, że to naprawdę spory biznes. Robiłem swoje dzień po dniu i wszystko rosło, biegło do przodu - mówi Krzysztof Oleksowicz tuż po tym jak jego Inter Cars, głosami czytelników "PB", został wybrany spółką roku.

Wówczas w 2014 roku był multimilionerem. Dziś, po wzroście wyceny akcji Inter Carsu, jest miliarderem - jego pakiet wart jest dokładnie 1,03 mld zł. Czy warszawski przedsiębiorca ma tego świadomość? Być może, ale znają go i tak nie zaprząta sobie tym głowy. Najważniejsza jest europejska, globalna odyseja, na którą wybrał się dystrybutor części motoryzacyjnych.

 

Cent na wojnie

Nie zapowiadał się na miliardera. Początkowo naukę ignorował, i to wcale nie na rzecz drobnego biznesu. Zakochany po uszy w judo zamierzał zostać mistrzem olimpijskim. Do czasu, aż rodzice sprowadzili go na ziemię. Skoro tak, to w początku lat 70. urwał się im na studia na KUL-u, na filozofię. Ta przydaje się do dziś, przydawała się także podczas pierwszego globalnego ataku - gdy w Chicago zmywał naczynia i toczył dysputy z kolegą na zmianie. Albo później gdy umazany smarem poznawał tajniki niemieckich warsztatów samochodowych. Największy akcjonariusz Inter Cars jest dobrym przykładem na to, że globalizacja to nie nagła inwazja, lecz proces rodzący się dość powoli. I gdy wreszcie dochodzisz do etapu, w którym budujesz kolejne centrum logistyczne, negocjujesz gigantyczny kontrakt z Amazonem i budowę start-upów w kolejnych krajach, jesteś w top 4 europejskich dystrybutorów części, a jednocześnie - oglądając każdego eurocenta - martwisz się wojną na Ukrainie, to znaczy, że globalizacje złapałeś mocno za nogi. I to, co pozostaje, to mozolne, ale też kreatywne wspinanie się w górę.

-Niech pan tylko nie pisze, że jesteśmy na szczycie. Bo to przecież oznacza, że pozostaje nam tylko marsz w dół - podkreśla Krzysztof Oleksowicz, który już 10 czerwca na Stadionie Narodowym, w ramach konferencji "Rozwijaj biznes z najlepszymi", poruszy wątki związane właśnie m.in. z kreowaniem marki globalnej.

 

Lot nad fotelem

Globalnej marki uczył się przez dwie dekady z okładem. I to także w dosłownym sensie - gdy dłubał w warsztacie u Harlalda, czytał również książki związane z mechaniką i naprawą aut. Gdy w latach 80. przez 8 sezonów organizował największe wysokogórskie wyprawy pod flagą biało-czerwoną (i przy okazji handlował częściami oraz samochodami sprowadzanymi z Zachodu), topografię Himalajów znał nie gorzej od budowy skrzyni biegów w volkswagenie passacie. Zresztą do dziś to ma - wie dokładnie, która maszyna do czego służy i gdzie tylko się da zagląda, bada, poprawia, automatyzuje. Tu każdy ułamek marży ma znaczenie, podobnie jak rozmiar.

Kiedyś celowaliśmy w miliardy złotych przychodu, potem w miliardy euro. Teraz mamy kolejny cel - uśmiecha się 64-letni przedsiębiorca.

Chodzi o 4 mld EUR. To oznacza, że gra toczy się o fotel lidera w branży w Europie. Jak się do niego dobrać? O tym opowie 10 czerwca na Narodowym. Na zachętę przypominamy Krzysztofa Oleksowicza z wywiadu dla "PB Weekend":

-Filozofia nauczyła mnie m.in. patrzenia na życie z lotu ptaka oraz tego, że nie ma co przejmować się drobiazgami. Zawsze jakoś to będzie. I zazwyczaj jest lepiej niż zakładałem.

 

źródło: Puls Biznesu
2.06.2015

powrót