Z Krzysztofem Oleksowiczem, założycielem i pierwszym prezesem zarządu Inter Cars, rozmawiał Leszek Kadelski.
W tym roku Inter Cars obchodzi 25-lecie działalności. Jak wyglądał ten pierwszy dzień w historii Inter Cars, w 1990 roku, przy ul. Powsińskiej w Warszawie?
Tak naprawdę to było płynne przejście, bo ja handlowałem częściami samochodowymi od 1984 roku. Od 1989 roku można było to robić już legalnie, bo o ile wcześniej mogłem importować części jako prywatna osoba, o tyle nie mogłem prowadzić firmy. Tak więc działałem już wcześniej, realizowałem swój pomysł, byli klienci i nawet pracownicy, ale dopiero w 1990 roku zarejestrowałem działalność gospodarczą. W pierwszym miesiącu działania zrobiliśmy ok. 50 tys. marek niemieckich obrotu, więc trudno mówić o start-upie w dzisiejszym znaczeniu tego słowa.
A jak ten pierwszy miesiąc wyglądał w innych liczbach? Jak wyglądała wtedy oferta?
Na początku sprzedawaliśmy tylko i wyłącznie części silnikowe – tłoki, panewki, pierścienie, uszczelki – i w ofercie było około 500 części. Wszystkie do samochodów zachodnioeuropejskich, nie mieliśmy nic do samochodów polskich i to był bardzo szczęśliwy krok.
Inter Cars ruszyło w 1990 roku i rozwijało się od początku bardzo dynamicznie. W którym momencie poczuł pan, że w przyszłości pańska firma może stać się liderem rynku?
Na początku to było krótkoterminowe działanie – po prostu kupić i sprzedać. W tym czasie była dramatyczna przewaga popytu nad podażą, więc wszystko sprzedawało się z łatwością. Łatwo było też o gigantyczne wzrosty i wysokie marże, z tym że ja tę marżę kumulowałem, co wcale nie było wtedy takie częste. Inna sprawa, że ja od początku wierzyłem w sprzedaż części. Przychodzili do mnie koledzy z propozycjami zaangażowania się w inne działalności, ale ja takie propozycje odrzucałem. Po prostu miałem „klapki na oczach” i chciałem pracować wyłącznie w samochodówce. Kiedy zacząłem myśleć, że Inter Cars może stać się wielką firmą, z prawdziwego zdarzenia i ze strategią działania? To było dopiero po 10 latach działalności, pod koniec XX wieku. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że tempo naszego wzrostu kształtuje naszą pozycję w Europie. Firmy dystrybucyjne na zachodzie notowały 5 proc. wzrostu sprzedaży w ciągu roku, aInter Cars – 50 proc. To, czy ich dościgniemy, było tylko kwestią czasu.
Czy świadomość tego była jedną z przyczyn dzisiejszego sukcesu Inter Cars?
Polscy dystrybutorzy w latach 90-tych ubiegłego wieku mieli identyczne uwarunkowania rynkowe. Mieliśmy tych samych dostawców, tych samych klientów, a jednak Inter Cars skończył w innym miejscu. Zdecydował o tym pomysł jak sprzedawać części, czyli właśnie strategia.
Historia firmy nie składa się jednak tylko z sukcesów.
Oczywiście, że robiliśmy błędy i zaryzykowałbym stwierdzenie, że prowadzenie biznesu nie jest sztuką nie popełniania błędów. To raczej sztuka wyciągania wniosków i analizowania. Skoro popełniłem błąd, to co było przyczyną i co zrobić, żeby w przyszłości uniknąć powtórki. Dystrybutorem numer 2 na rynku była firma Fota i to był nasz największy konkurent. Powinniśmy przeanalizować co spowodowało, że dziś Fota nie tylko nie jest numerem 2, a wręcz schodzi z rynku – i wyciągnąć z tego wnioski. Dziś problemem Inter Cars jest to, że staliśmy się dużą korporacją podzieloną na działy. W każdym z działów zatrudniamy specjalistów, ale brakuje nam ludzi, którzy widzą całość procesu. Tymczasem właśnie możliwość obserwowania całego procesu pozwala budować strategię.
Czy jednak Inter Cars – tak jak niektóre amerykańskie banki – nie stało się już po prostu „za duże by upaść”?
Fota też był wielki, a jednak to się wydarzyło. Nie można oczywiście mówić o jednym błędzie, ale o wielu błędnych krokach, które razem prowadzą do upadłości. W przypadku Inter Cars zagrożenie jest bardzo małe. Dziś możemy się porównać do pociągu ekspresowego, który konkuruje z samochodami przecinającymi tory, po których ten ekspres sunie – mówiąc obrazowo. Patrząc na polski rynek, jesteśmy 5-6 razy więksi od konkurentów i pewnie stoimy na kilku „nogach”: części do ciężarówek, opony, akcesoria, oleje… Niemniej, nasza dobra konkurencja nie śpi i też ma wzrosty. W niektórych przypadkach nie tylko nie mniejsze od naszych, ale może nawet i większe.
Źródło:motofaktor. pl
2015-07-14