Bez strategii, ale z zapasem odwagi, przedsiębiorczości i zaufania Krzysztof Oleksowicz zakładał firmę Inter Cars. Dziś to największy dystrybutor części samochodowych w Europie Środkowo – Wschodniej.
 
Krzysztof Oleksowicz, filozof z wykształcenia, przyznaje, że po studiach nie miał co robić. 
- Po politechnice budowałbym mosty, po medycynie byłbym lekarzem a tak – po prostu stałem się biznesmenem. Gdybym dziś miał dwadzieścia kilka lat, może skończyłbym uczelnię, a może nie, może byłbym zabijaką, ale na pewno nie zrobiłbym takiego interesu – mówi założyciel Inter Cars.
 
Sceptycy i światowa czołówka
Krzysztof Oleksowicz wspomina, że początkowo jego celem był 1 mln zł obrotów, bo „to fajne i ambitne”, później 1 mld USD. Teraz jego Inter Cars celuje w 1 mld EUR.
 
- Co 1 mld EUR oznacza w tej branży? Jesteśmy numerem pięć w Europie. Więksi od nas urośli tak nie organicznie, ale skokowo, dzięki przejęciom, dokładając po  300-400 mln EUR obrotu. Wyprzedzają nas zaledwie o 50 proc. Na świecie widać już znacznie większe różnice. Zajmujemy 10. miejsce, ale przy amerykańskich gigantach generujących obroty po  9-10 mld USD jesteśmy kopciuszkiem – twierdzi Krzysztof Oleksowicz.
 
Podkreśla, że jego koledzy niejeden raz podawali w wątpliwość sens jego działań.
- Na początku lat 90. mój wspólnik z dawnych lat zapytał: „Krzysiu, po co ty inwestujesz? To bez sensu, tu za chwilę wejdą Niemcy, którzy mają wszystko, i z którymi nie będziesz w stanie konkurować”. Od tamtej pory minęło 25 lat, a Polska jest białą plamą dla niemieckich firm, bo jest najbardziej konkurencyjnym rynkiem w Europie – wspomina Krzysztof Oleksowicz.
 
Przyznaje, że do takich decyzji potrzebna była odwaga, również odwaga do zatrudniania ludzi. 
- Ten sam kolega, bardzo inteligentny człowiek, widział inne zagrożenia. Dziwił się: „nie dość, że inwestujesz, to jeszcze zatrudniasz ludzi? Przecież cię okradną!”. Dziś zatrudniamy 4 tys. osób – mówi biznesmen.
 
Brutalny koniec eldorado
Początki to okres określany przez niego jako powszechna szczęśliwość, czyli popyt znacznie przekraczający podaż. 
- Obojętne, czego byśmy nie wyprodukowali czy nie przywieźli z łatwością się sprzedawało. Dopiero z czasem zaczął się liczyć pomysł. Czy mieliśmy strategię? Nie. Obowiązywała zasada: dzisiaj kupić, dzisiaj sprzedać. Marża w tamtym okresie nikogo nie interesowała, nie myśleliśmy o kosztach, bo który biznesmen myślał  tym, gdy przychody rokrocznie rosły mu o 40-50 proc? - pyta  Krzysztof Oleksowicz.
 
Nadchodzi jednak kryzys rosyjski w 1998r.
- Z dnia na dzień tracimy 30 proc. obrotów. Okres powszechnej szczęśliwości kończy się w sposób nagły i brutalny. Popyt  nie góruje nad podażą. Trzeba zacząć liczyć – opowiada założyciel Inter Cars.
 
Wówczas pojawiły się pytania – jak działać optymalnie, w jakim kierunku się rozwijać, jak zmienić asortyment.
 
- Wtedy też dołożyliśmy do portfolio części do aut włoskich, francuskich, bo wcześniej skupialiśmy się na niemieckich. Dziś mamy najszerszą ofertę – nie ma drugiej firmy, która by dystrybuowała części dla samochodów osobowych i ciężarowych – mówi Krzysztof Oleksowicz.
 
Cenni właściciele
Do tego trzeba było dołożyć unikalny model dystrybucji. Oczywiście pod prąd.
- Tradycyjnie dystrybutorzy zaopatrywali w części zewnętrzne sklepy. My zdecydowaliśmy się sprzedawać poprzez własne filie, które mają swoich właścicieli, bo tylko taka osoba dobrze sprzeda towar do warsztatu. Porozmawiają jak właściciel z właścicielem, a nie menedżer z właścicielem – tłumaczy twórca Inter Cars.
 
W tym systemie franczyzowym to właściciel filii zatrudnia pracowników, podejmuje decyzje o rabatach, terminach płatności. Z Inter Cars dzieli się marżą, a zarabia, jak przekonuje Krzysztof Oleksowicz, więcej niż członkowie zarządu firmy.
 
- Wynagrodzenie właściciela filii nie ma górnej granicy. Jeśli jest dobry, to zarobi i 2 mln zł rocznie.  Im więcej on zarobi, tym więcej zarobimy my. To logiczne i sensowne. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby menedżer z centrali zaakceptował, że zarabia mniej niż lokalny menedżer. To może się udać tylko w systemie właścicielskim – opowiada Krzysztof Oleksowicz.
 
Dlaczego więc inni nie wdrożyli tego rozwiązania?
- To mogło się udać tylko w przypadku lidera w zakresie dostępności i świetnie zorganizowanej logistyki – twierdzi biznesmen. 
 
Podobna organizacja obowiązuje na rynkach zagranicznych. Pod opieką lokalnych zarządzających.
 
- Ostatniego z naszych nowych rynków – Bułgarii, nawet nie odwiedziliśmy. Udało nam się znaleźć fajnego Bułgara, który wdraża nasz koncept. Do pewnego stopnia dzieje się to poza nami, my mamy tylko zbudowane mechanizmy kontrolne. Służymy wiedzą, podpowiadamy, ale niczego nie nakazujemy, to przecież on zna lepiej rynek bułgarski niż my – uważa Krzysztof Oleksowicz. 
 
Inter Cars ma dziś filie również na Łotwie, Ukrainie, Węgrzech, w Chorwacji, Bułgarii, Czechach i Słowacji. Europy Zachodniej unikał, przynajmniej „naziemnie”. Od czego jest jednak internet?
 
- Stworzyliśmy w Niemczech sklep internetowy, który zaopatrujemy z Poznania. Po pół roku miesięczne obroty sięgają 200 tys EUR, a marża jest naprawdę dobra. Chcielibyśmy w ten sposób wchodzić do kolejnych krajów. Jednocześnie w ten sposób docieramy do innej kategorii odbiorców, bo klientów ostatecznych – zapowiada twórca Inter Cars.
 
Do nich spółka kieruje się również w Polsce. 
 
- Sama część to za mało, bo przecież klient i tak musi pójść do warsztatu. Odpowiedzią na to jest Motointegrator. To „recepcja internetowa”, w której przekierowujemy kierowcę do warsztatu. Tam czeka na niego zamówiona usługa i części – opowiada Krzysztof Oleksowicz.
 
Źródło: Puls Biznesu 
2015-06-17
powrót